piątek, 23 sierpnia 2013

Część trzecia

Siedziałam w domu, jedząc obiad gdy ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć i byłam bardzo zaskoczona.
-Dawid? Co Ty tutaj robisz? – zapytałam rozkojarzona.
-Jak to co? Przyszedłem odwiedzić moją dziewczynę. To tak się teraz wita chłopaka? – podszedł do mnie i pocałował w policzek. – Nie wpuścisz mnie, kochanie?
-Hm, oczywiście, wejdź – odsunęłam się od drzwi, aby go przepuścić. Poszliśmy do kuchni, wciąż byłam na niego zła. – Chcesz coś do picia, jedzenia?
-Nie, dzięki ale Ty sobie nie przerywaj, smacznego.
-Dzięki – mruknęłam i wróciłam do jedzenia. Wolałabym żeby go tu nie było. – Więc co Cie sprowadza?
-Po prostu przyszedłem odwiedzić moją dziewczynę – uśmiechnął się czarująco, ale nic to nie pomogło.
-A nie uważasz, że powinieneś mnie najpierw uprzedzić? Może miałam jakiś inne plany?
-A miałaś?
-Tak!
-Ups. Nie pomyślałem o tym. Chciałem się z Tobą zobaczyć – ta jasne. – pomyślałam.
Nic nie odpowiedziałam tylko jadłam w milczeniu. Siedział naprzeciw mnie i zachowywał się jakby nigdy nic się nie stało. No cóż, może dla niego. Nie miałam zamiaru spędzić z nim tego dnia. Musiałam porozmawiać z Erykiem.
-No to co to za plany? – zapytał.
-Muszę porozwieszać ogłoszenia o koncercie.
-Ach, tak. Żaden problem, pójdę z Tobą. – ucieszył się.
-Nie. – odpowiedziałam.
-Jak to nie? – zdziwił się. – Ty chyba sobie żartujesz.
-Nie, nie żartuje.
-Zawsze chcesz się spotkać wtedy kiedy ja nie mam czasu! A jak mam to masz to gdzieś.
-Już się z kimś umówiłam. – skłamałam. Zamierzałam iść do Eryka..albo i nie. W każdym razie nie miałam ochoty na jego towarzystwo.
-Doprawdy? Niby z kim?
-Z Erykiem. – odparłam cicho.
-Że co?! Co to twój nowy chłopak? Szybka jesteś. Nawet nie skończyłaś z jednym.
-To nie jest mój żaden chłopak tylko przyjaciel! I w przeciwieństwie do Ciebie on się mną interesuje! – krzyczałam. Byłam zdenerwowana.
-Ja się nie interesuje? Ja?
-Cały czas spotykasz się tylko z kolegami! Dla mnie nie masz czasu, a i nawet jak mnie gdzieś przypadkiem zobaczysz to nawet się nie przywitasz!
-To dlatego potem obściskujesz się z tym kretynem?!
-On nie jest kretynem tylko Ty nim jesteś! I się z nikim nie obściskuje. – ściszyłam głos. Miałam go dość. – A nawet jeśli to mam prawo mieć kogoś z kim mogę spędzać czas skoro Ciebie już nie obchodzę!
-Obchodzisz mnie tylko nie mam za dużo czasu!
-Oczywiście, ale dla Adriana i kilku innych to masz, prawda? - miałam łzy pod powiekami. Z trudem panowałam nad sobą.
-Wiesz co? Idź sobie do tego swojego Eryczka! Ja mam cię dość! Z nami koniec. – powiedział to po czym wyszedł, a mi poleciały łzy. Łzy gniewu i bólu.
Dokończyłam obiad i zmyłam naczynie po sobie. Cały czas płacząc. Poszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko, aby płakać w poduszkę. Czułam się coraz gorzej. Oszukana. Zawiedziona. I… zmęczona? Powieki zamykały mi się, łzy ustępowały. Odpłynęłam w świat snów.
Śniło mi się…
Stałam na środku jakiejś polany. W koło trawa i drzewa. Nie znałam tego miejsca. Koło mnie coś leżało, jak by ubrania, ale nie wiedziałam bo wzrok miałam zamglony. Uklękłam i zaczęłam oglądać. Były to spodnie- bryczesy. Obok nich leżał toczek i stały sztyblety. Strój do jazdy konnej. Po co komy strój w środku lasu? I do kogo należał?
Nagle przeniosłam się w inne miejsce. Pokój Nie był duży lecz przestronny, było w nim mało rzeczy. Łóżko, szafa i półka zawieszona na ścianie.. a obok półki wisiał na haku strój do jazdy konnej. Co jest grane? O co chodzi? Zastanawiałam się i nie mogłam tego rozgryźć. Po co mi strój? Może miałam go założyć? Nie, z pewnością nie.
I znów przeniosłam się w inne miejsce. Tym razem był to sklep z wszystkim co potrzebne koniom wyścigowym. Również ze strojem.
-Kas – ktoś powiedział. – Kas, obudź się.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam mamę. Leżałam we własnym łóżku w pokoju.
-Kas, zasnęłaś.
-Tak mamo, byłam zmęczona. Położyłam się tylko na chwile. Przynajmniej taki miałam zamiar. Która godzina?
-Dziewiętnasta. Nie porozwieszałaś ogłoszeń, prawda?
-Nie, przepraszam mamo. Mogę się tym zająć teraz. – podniosłam się i usiadłam.
-Nie musisz. Obudziłam Cie teraz, abyś mogła w nocy spać.
-Ale ja mogę iść. Zresztą i tak nie mam co robić, przynajmniej się czymś zajmę.
-No nie wiem, sporo tego jest więc może zająć dużo czasu. Nie chce żebyś wracała późno. – a od kiedy to ona się o mnie martwi?
-W porządku, poproszę Eryka, aby ze mną poszedł. Będzie mnie pilnował.
-Jeżeli chcesz..
-Jasne! – krzyknęłam i poszłam do łazienki. Wszystko żeby tylko się czymś zająć. Wziełam błękitną teczkę w której miałam ogłoszenia. Wyszłam do garażu, wzięłam rower i pięć minut później stałam już pod drzwiami przyjaciela. Nie byłam pewna czy jednak to był dobry pomysł. Podniosłam rękę i zadzwoniłam. Po chwili otworzyła siostra Eryka.
-O cześć Kas. Wchodź! – odsunęła się a ja weszłam do małego korytarzyka.
-Jest Eryk?
-Jasne, w kuchni. Chodź
Poszłam za nią przez salon, który był urządzony w staroświecki sposób. Stare meble, świeczki zamiast lamp, ale tacy już byli rodzice Eryka, którzy to urządzili- staroświeccy. Teraz Eryk z siostrą Marzeną mieszkali sami, bo rodzice zmarli rok lata temu w wypadku samochodowym. Rodzeństwo miało tylko nie liczne obrażenia. To wtedy zaprzyjaźniłam się z Erykiem. Potrzebował kogoś, a my znaliśmy się od dziecka. Od tego czasu we wszystkim się wspieramy. Jego siostra miała dwadzieścia dwa lata, dlatego nie letni Eryk mógł z nią mieszkać.
Weszłyśmy do małej kuchni, która w przeciwieństwie do salonu była bardzo nowoczesna. Wszystkie najnowsze sprzęty elektryczne, światło i pięknie dobrane kolory ścian do mebli.
-Hej- przywitałam się. Eryk robił lekcje.
-Cześć Kas- uśmiechnął się. Mnie nie było stać na taki gest. Podszedł do mnie i pocałował w policzek.
-Hm.. chyba przeszkadzam.
-Nie, skąd! – zaprotestował. Marzena wyszła. – Pisze wypracowanie, ale właściwie mam czas do piątku. Zdążę napisać. Co tam masz? – zapytał wskazując teczkę.
-To ogłoszenia o zbliżającym się koncercie. Musze je porozwieszać i miałam taką nadzieje, że mi pomożesz. Ale jeżeli nie chcesz to…
-Jasne, że pomogę. – przerwał mi. – Dokończę kiedy indziej. Ile tego masz?
-Sporo. Miałam zrobić to po szkole ale.. – zawahałam się. Nie chciałam mówić o tym co się wydarzyło. Najlepiej nikomu. – zasnęłam. – dokończyłam .
-Okej, to co idziemy? Długa noc przed nami – zażartował. Wyszliśmy przed dom.
-Przyjechałam rowerem, więc możemy albo jechać albo iść.
-Lepiej pojedźmy bo inaczej nie skończymy do rana.
Poszedł po Swój rower a ja tymczasem wyszłam do ulicy. Było ciepło, chociaż wiał lekki wiatr. Czułam się okropnie. Zmęczona, marzyłam tylko o tym aby pójść znowu spać i nie myśleć o niczym innym. Nagle przypomniał mi się sen. Strój do jazdy konnej..Hm, poszukam później w senniku.
-To co, jedziemy? – zapytał mnie Eryk.
-Pewnie. – odpowiedziałam z udawanym entuzjazmem chociaż tak naprawdę chciałam umrzeć.

* * *

Po skończeniu zadania, pojechaliśmy do parku. Zaczynało się już zciemniać, ale mimo to było ciepło. W końcu był już czerwiec! Jeszcze trochę i koniec szkoły. Do końca tygodnia trzeba zawieźć podania do szkół, ale o tym to później.
Eryk siedział koło mnie na ławce i wydawał się zamyślony.
-O czym myślisz? – zapytałam.
-Tak się zastanawiam, czy… - przerwał i spojrzał na mnie dziwnie. W tym wzroku coś się kryło tylko nie byłam pewna co. – O której masz byś w domu? – domyśliłam się, że to nie o to chodziło. Ale jak nie chce powiedzieć, to co będę naciskać, nie?
-Nie wiem.- odparłam i wzruszyłam ramionami. Szczerze mówiąc to teraz nie chciałabym w ogóle wracać. Mogłabym tak siedzieć z przyjacielem do końca życia. Z dala od problemów i wszystkiego.
Zapadła długa, krępująca cisza. Było słychać huczenie sowy i odgłosy innych ptaków. Z oddali dochodziło miauczenie kota.
-Eryk – powiedziałam cicho. Nie wiem nawet czy mnie usłyszał. – Chciałam Cię przeprosić za wczoraj, zachowałam się podle.. – przerwałam, nie wiedziałam co dalej.
-O czym Ty mówisz, dziewczyno? Nie masz mnie za co przepraszać. – odparł za nim zdążyłam coś dodać.
-A właśnie, że mam. Kiedy byłam smutna, ba, zrozpaczona to Ty próbowałeś mnie pocieszyć. A ja jak zupełna idiotka wyrzuciłam Cię za drzwi. Przestraszyłam się, że… - urwałam. Mam mu powiedzieć, że bałam się, że coś sobie pomyśli? O nie. – przepraszam.
Przez chwile siedzieliśmy w milczeniu po czym Eryk uśmiechnął się do mnie, swoim najlepszym uśmiechem. Jaki on przystojny!
-Nie gniewam się, mała. Przecież nic się nie stało. – znowu się uśmiechnął, tym razem czule. – A teraz może powiesz mi jaki masz problem? Widzę ze cos Cię dręczy.
Jaki on spostrzegawczy.
-Nie mam żadnego problemu, wszystko jest w porządku. – skłamała. Nie chciałam się mu żalić, że moje życie jest w totalnej rozsypce.
-Jak chcesz, ale w razie czego to wiesz, wal do mnie jak w dym. – wydawał się zaniepokojony.
-Oczywiście. Ach przypomniało mi się. Mama prosiła, abym Cie zapytała czy nie chcecie wystąpić na koncercie? Mówi, że im więcej zespołów tym lepiej. Ja uważam, że to byłabym świetna reklama dla was, jesteście świetni!
-Bardzo chętnie, ale nie możemy. Magda odeszła. – Magda to ich wokalistka. Miała naprawdę świetny głos. Oprócz niej i Eryka w zespole był Marek- perkusista i Damian, który grał na gitarze tak samo jak Eryk. Ja też czasem grałam ale nikt po za rodziną o tym nie wie. Pisałam też piosenki, ale o tym z kolei nie wie rodzina a wie Eryk i Amelia. Oraz Dawid. Chociaż go to nigdy nie interesowało.
Westchnęłam. Szkoda. Talent się marnuje- pomyślałam. Zamiast tego na głos powiedziałam;
-Ja też mam zaśpiewać ,ale chyba się wycofam. Nie mam ochoty.
Chyba mnie słuchał bo skinął głową.
-Lepiej się już zbierajmy, mała co?
-Jasne ale tyle razy CI mówiłam. – poczekałam aż na mnie spojrzy i dodałam. – Nie jestem mała! – krzyknęłam i zaczęłam go łaskotać.
Chwile później przechwycił moje zamiary i sam mnie zaczął łaskotać. Śmialiśmy się, przyciśnięci do siebie, wygłupiając się i nagle spadliśmy z ławki,
-Auć!- krzyknęliśmy jednocześnie i zaczęliśmy się śmiać. – Nic Ci nie jest? – zapytał mnie.
-Nie, a Tobie?
-Też. To wracamy?
Skinęłam głową a on wstał i pomógł mi. Potknęłam się w wpadłam prosto w jego ramiona. To było coś! Od razu utonęłam w jego zielonych, pięknych oczach. Przejechał palcem po moim policzku, a ja poczułam się jakoś dziwnie. Żołądek mi się ścisnął, co to ma znaczyć? Odsunęłam się od niego nie pewnie, wzięliśmy rowery i w milczeniu jechaliśmy do domu. Byliśmy na drugim końcu miasta, więc zajęło nam to trochęczasu. Pod moim domem pożegnaliśmy się, ale nie było to zwykłe pożegnanie. Zamiast jak zawsze pocałować mnie w policzek, zrobił to prawie w usta! Szkoda, że prawie – myślałam. Opanuj się! Przecież on myśli, że nadal masz chłopaka, po za tym jesteście tylko przyjaciółmi.
Westchnęłam i weszłam do domu. Rodzice w salonie oglądali telewizję więc poszłam do nich. –Hej, już wróciłam jeśli was to interesuje. Wszystkie ogłoszenia co do jednego rozwieszone, a Eryk nie może grać na koncercie. Nie mają wokalistki.
-A Ty skarbie? Przecież mogłabyś śpiewać z nimi. – podsunął ojciec.
-Zapytam. – nie miałam zamiaru jednak tego robić. – mogę już iść? Jestem potwornie zmęczona. – na dowód ziewnęłam.
-Zjedz coś najpierw. – rzuciła mama. Widać było, że nie chcą mnie tu.
-Nie jestem głodna, dobranoc. – rzuciłam i wyszłam. Nikt mi nie odpowiedział. Wzięłam z pokoju piżamę i poszłam pod prysznic.
To dziwne. Przy Eryku czułam, że żyje, że chce żyć. A teraz? Nie chciało mi się nic. Owszem był moim przyjacielem, ale nikim więcej wiec nie wiem dlaczego tak bardzo chciałam się z nim spotykać. Czułam się przy nim inaczej niż z każdym innym chłopakiem. Poważnie! Nawet z Dawidem się tak nie czułam. A przecież to mój chłopak i kochałam go. To był mój chłopak. Już nie jest i nie będzie. Było mi źle i smutno ale i odczuwałam ulgę. Dobrze się stało, przynajmniej nie będzie więcej mnie olewał, i tak miał mnie gdzieś.
Kiedyś mi przejdzie i się poprawi a wtedy może będę gotowa na nowy związek. Mam nadzieje, że Eryk będzie przy mnie w tym czasie, bo ja sama zwariuje. Jak bym miała siedzieć w domu, nic nie robić tylko myśleć to ja się wykończę. Zdecydowanie lepiej spędzać z kimś wolny czas. Z różnych źródeł wiem, że najgorsze to zamknąć się w sobie.
Wyszłam z pod prysznica, wytarłam się, wzięłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Miałam proste blond włosy, sięgające do połowy pleców. Lubiłam je czesać, chociaż nie wiem czemu. To była taka moja mała obsesja. Oprócz tego miałam przeciętne rysy, zwykłe brązowe oczy, chociaż jedno było jasne a drugie ciemne, zauważyła to tylko moja przyjaciółka. No i rodzice. Miałam metr sześćdziesiąt cztery wzrostu więc nie byłam jakaś nadzwyczajna. A moja figura? Nie byłam szczupła i mimo tego co mi mówił każdy dokoła uważałam, że jestem za gruba. Trzeba coś z tym w końcu zrobić.
Poszłam do pokoju i położyłam się do łóżka. Chciałam zasnąć, i mieć wszystkie problemy za sobą przynajmniej na jeden dzień. Jutro znowu pójdę do szkoły i musze zacząć wypełniać podania. Umówiłam się z przyjaciółkami, że w piątek je zawieziemy. Składałyśmy papiery do technikum, na profil ekonomiczny. Koniecznie chciałyśmy być razem. Jutro będę musiała wypełnić to wszystko i pójść do fotografa zrobić sobie odpowiednie zdjęcia.
Zasypiałam już, gdy usłyszałam, że dostałam sms’a. Początkowo chciałam to zignorować i udawać, ze już śpię ale może to coś ważnego? Sięgnęłam telefon z szafki obok lóżka i zobaczyłam, że napisał Eryk. Wyświetliłam wiadomość:
Mam nadzieje, że jeszcze nie śpisz, a jak śpisz to najwyżej odpiszesz mi rano. Mam świetny pomysł, ale do tego potrzebuje Ciebie. Chciałbym żebyśmy się spotkali jutro jeżeli nie spotykasz się czasem ze swoim chłopakiem.
Poczułam ukłucie w żołądku.
Jutro jestem wolna.
Napisałam i wysłałam. Co też on mógł wymyśleć? Kolejny zwariowany pomysł?
Świetnie w takim razie jestem u Ciebie jutro o 16.30. Mam nadzieje, że Ci pasuje? Do zobaczenia. Buziaki
Uśmiechnęłam się.
Pewnie, że mi pasuje. Dobranoc.
Wysłałam, odłożyłam i zasnęłam z dobrą myślą, że mam takiego przyjaciela.




ktoś to wgl czyta ?  ;))

wtorek, 20 sierpnia 2013

Część druga

Jasne światło wlało się przez okno do pokoju. Kasandra otworzyła oczy, tylko po to aby odwrócić się na drugi bok. Widziała, że musi wstać mimo to nie miała ochoty. Nie chciała iść do szkoły i przed wszystkimi udawać ze wszystko jest dobrze. Kiedy tak nie było.
Rozległo się pukanie do drzwi. Nie zareagowała a po chwili ktoś powtórzył czynność.
-Kasandro - usłyszałam. Mama.
-Już wstaje -odrzekłam.
Pomimo wypowiedzianych słów podniosłam się po pięciu minutach. Zastanawiałam się w co się ubrać. Wzięłam krótką zielono-czarną spodniczkę w kratkę, a do tego białą koszulkę z kotem. Poszłam pod prysznic i po piętnastu minutach zeszłam na dół. Cała rodzina już była; mama, tata a nawet Michał.
- Cześć Kas! – krzyknął do mnie. Uśmiechnęłam się tylko. Nie miałam ochoty na rozmowę.
- Mam dziś mecz! – ekscytował się. – Trener powiedział że jak zagram dobrze to dołączę do drużyny! Czy to nie super?
- Taa - mruknęłam. Nie zwracałam na niego uwagi, mimo to cieszyłam się ze mu się udało. Marzył o tym od zawsze, tylko ja nie miałam takiego entuzjazmu jak on. Nalałam sobie mleko i wrzuciłam płatki. Właściwie to nie byłam głodna, więc wzięłam bardzo mało. Po pięciu minutach byłam już gotowa do wyjścia. Tylko poczekać na Michała.
-Dziś wrócę później – rzekł mój ojciec. – Mamy spotkanie z firmą , która może dać duże zyski. Nie czekaj na mnie z kolacją kochanie- zwrócił się do mamy.
-W porządku- odpowiedziała mu i uśmiechnęła się. – Kas- zwróciła się do mnie. Jakby to było potrzebne. – Będę dziś potrzebować Twojej pomocy. Pomagam pani Kiskiej w przygotowaniu koncertu charytatywnego.
-I co ja mam z tym wspólnego? – spytałam od niechcenia.
-Pomyślałam sobie że może byś wystąpiła, masz świetny głos do tego nie wstydzisz się występować publicznie. Hm.. właściwie to chodziło mi o to aby ktoś porozwieszał ogłoszenia. To już w tą sobotę. Zastanów się nad występem. Przydałoby się więcej chętnych. Może Eryk ? Przecież on gra na gitarze. Mógłby coś zagrać a Ty byś zaśpiewała. Pogadaj z nim - mama wyglądała na podekscytowaną.
-Dobrze zobaczę co da się zrobić- odpowiedziałam, chociaż nie miałam najmniejszego zamiaru by to zrobić. Jak mogę pójść do Eryka po tym jak się wczoraj do niego przykleiłam? Nie. Nie uważałam żeby to mógł być dobry pomysł.
-Kochanie czy Ty mnie w ogóle słuchasz ? – usłyszałam nagle głos taty. – Pytałem czy podwieźć Cię do szkoły?
-Och, przepraszam tato. Zamyśliłam się. Nie dzięki, przejdę się.
-Jak chcesz- rzucił Michał.- Ja jadę z tatą. Nie mam dziś ochoty jechać autobusem.
Kiwnęłam głową po czym wstałam i zaczęłam się zbierać. Mama zmywała naczynia, potem nie będzie czasu. Jak zwykle cały dzień po za domem. Tylko weekendy razem. Chociaż z drugiej strony to się cieszę, wole być sama. A w ten weekend ? Koncert! I z kim ja go spędzę? Mój chłopak się mnie nie interesuje, za to Eryk… Nie to zły pomysł. Pożegnałam się z mamą, założyłam czarne sandały na lekkim obcasie po czym wyszłam z domu. Słońce świeciło bardzo mocno, prosto w moje oczy. Mogłam wziąć okulary przeciwsłoneczne- pomyślałam. Ale nie chciało mi się wracać. Był lekki wiatr, który rozwiewał włosy ale i ochładzał co było wspaniałe. Do szkoły szłam piętnaście minut. A potem? Cóż znajomi, znajomi i znajomi… musiałam się przygotować do tego ze zaczną o wszystko wypytywać.
Jak minął weekend? Jak Ci się układa z Twoim chłopakiem? Co z Twoim przyjacielem?
Eryk? A co ich obchodzi Eryk? Przecież po za przyjaźnią nic nas nie łączy. W porządku, mogę odpowiadać. Nie zawsze trzeba mówić prawdę. Budynek szkoły był duży, ale nie ogromny. Był to prostokątny projekt, wykonany z czerwonej cegły. Obok znajdowało się boisko do piłki nożnej i ręcznej. Za szkołą do siatki. Obok budynku stała hala sportowa, jako ze szkoła miała około czterdziestu lat to hala trzy. Wejście było od strony ulicy; Miękkiej, nad wejściem wisiała Tablica; Szkoła im. A. Mickiewicza w Kerno. O tak, Kerno to miejscowość w której mieszkam. Skąd ta nazwa? Nie wiem. Leży ona koło Wrocławia.
Weszłam do szkoły, przywitały mnie zielone ściany oraz kafelki. Nie było uczniów. Lekcja się zaczęła! Wyjęłam zegarek i zauważyłam ze spóźniłam się dziesięć minut. Czy opłaca się teraz iść do klasy? Czy w ogóle opłaca się iść na lekcje? Może warto zrobić jeszcze jeden dzień wolnego? Nie to był zły pomysł, ale na pierwszą lekcje nie zamierzałam iść, to tylko historia. Wyszłam z powrotem na dwór i poszłam do sklepu. Kupiłam sobie bułki i cole. Oczywiście nie mogłam wyjść bez rozmowy z ekspedientką.
-A Ty nie na lekcjach Kas?- nie wiem co ją to obchodziło.
-Nie mam pierwszej lekcji- skłamałam. Nic jej do tego.
-W takim razie w porządku- nie wyglądała na przekonaną. – Pamiętaj tylko ze wagary mogą się źle kończyć.
-Ja nie wagaruje!- krzyknęłam.
-Dobrze, dobrze. A wiesz może jak tam przygotowania do koncertu? Myślę że powinny być ogłoszenia bo część ludzi o niczym nie wiem.
-Spokojnie, dziś je będę rozwieszać. Mogłabym jedno na pani sklepie?- zapytałam z fałszywym uśmiechem. Ta kobieta zdecydowanie nie powinna się mieszać w nie Swoje sprawy.
- Ależ oczywiście kochanie.
Pożegnałam się i poszłam do pobliskiego parku. Miałam pół godziny do drugiej lekcji, wiec wyjęłam książkę „Plotkara 3” i zaczęłam czytać. Była to książka Cecily von Ziegesar, opowiadała o grupie nastolatków, którzy byli bogaci i myśleli że wszystko im wolno. Pili, palili i zachowywali się nie przyzwoicie. Mieli również zwykłe problemy jak zdrady i dostanie się do colleg’u. Ale co ja będę wam opowiadać? Przeczytajcie sami!
Po pół godzinie zaczęłam iść do szkoły, przyszłam na przerwie. Uczniowie siedzieli na ławkach, schodach, chodzili albo stali rozmawiając ze sobą. Zapewne opowiadając sobie co się działo w weekend. Poszłam pod klasę w której miałam mieć następną lekcje; matematykę i spotkałam moich znajomych.
-Hej – powitała mnie Bożena. Była to niska brunetka o piwnych oczach. Kuzynka mojego chłopaka –jak twierdzili, jak również moja przyjaciółka.
-Hej – przywitałam się . Zaraz otoczyły nas dziewczyny i zaczęły gadać jedna przez drugą. Chwile później podeszła do nas Amelia- moja najlepsza przyjaciółka. Zabrała mnie od reszty dziewczyn i usiadłyśmy pod klasą.
-Jak Ci minął weekend? – zapytała. –Nie wchodziłaś na gadu więc nie miałyśmy okazji po pisać.
-W porządku – odparłam z wymuszonym uśmiechem. – A Tobie ?
-Świetnie! Czekaj tylko jak Ci opowiem kogo poznałam. – zadzwonił dzwonek a ona mimo to mówiła. – Nazywa się Filip. Wpadłam na niego jak byłam na zakupach i spodobaliśmy sobie. Ma siedemnaście lat i jest mega przystojny!
- To cudownie, cieszę się Twoim szczęściem- weszłyśmy do klasy gdyż nauczycielka już przyszła. Usiadłyśmy w ławce przy oknie prawie na końcu, zawsze zajmowałyśmy to miejsce.
- Dzień dobry – przywitała się. – Dziś poćwiczymy układy równań. Otwórzcie podręczniki i zaczynamy. Jako że ani ja, ani Amelia nie miałyśmy książek, bo ona zapomniała a ja już większości nie nosiłam pożyczyłyśmy od kolegów. – Robimy zadanie siódme ze strony sto czterdziestej ósmej. No to kto pierwszy do tablicy?
I oczywiście poszła Bożena, jak zawsze. Potem chłopcy i inne dziewczyny.
-Co się dzieje?- Spytała Amelia.- Jesteś jakaś nie w humorze.
-Nic się nie dzieje- odrzekłam przyjaciółce. – Po prostu tak wyszło.
-Przecież ja Cię dobrze znam, mów zaraz co się dzieje.
-Amelia i Kasandra! Przestańcie rozmawiać bo dostaniecie uwagi.
-Przepraszamy- jęknęłam.
Wiec siedziałyśmy w milczeniu. Wszyscy na tablicy rozwiązywali zadania, a ja w zeszycie nie miałam zapisanego nic. Nie chciało mi się. Amelia pisała kilka przykładów, ale tez nie wszystkie.
Zastanawiałam się czy pójść dziś porozmawiać z Erykiem, gdy Amelia podsunęła mi kartkę. Przeczytałam ją.
Kas, przede mną nie możesz udawać, że coś jest nie tak. Jesteśmy przyjaciółkami i mam prawo wiedzieć. Zwłaszcza, że widzę iż coś Cię gryzie. Powiedz, poczujesz się lepiej.
Westchnęłam. Ona znała mnie lepiej niż ja siebie samą, znałyśmy się od trzech lat a wiedziałyśmy o sobie tyle jak byśmy się znały całe życie. Musiałam jej powiedzieć.
Chodzi o Dawida i Eryka. Szczegóły później.
Odpisałam i podałam jej kartkę. Skinęła mi głową na znak zgody. Resztę lekcji przesiedziałyśmy w milczeniu. Dalej nic nie napisałam.
Po wyjściu z klasy poszłyśmy na dwór. Jako że było gorąco, wszyscy tam spędzali przerwy. Usiadłyśmy na murku koło fontanny, która znajdowała się między budynkiem szkoły a boiskami.
-No to opowiadaj- powiedziała Amelia.
-No to… wczoraj chciałam się spotkać z Dawidem- zaczęłam.- Pisałam do niego ale jak to on spławił mnie mówiąc ze musi gdzieś jechać. Po południu mama poprosiła abym poszła do sklepu, i widziałam go z kolegami. Nawet nie podszedł się przywitać!
-Może Cie nie widział?
-Och dobrze wiesz że widział. Już od dłuższego czasu tak robi przecież. No nic. Potem wpadłam na Eryka. Powiedziałam mu co się stało, a on mnie objął i poszliśmy tak do domu. Zebyś widziała mine Dawida jak nas zobaczył! Jednak w ogóle nie zareagował. Poszliśmy z Erykiem do mnie. Siedzieliśmy a ja zaczęłam płakać. On mnie wziął na kolana, przytulił i mówił ze powinnam z nim zerwać bo tylko mnie krzywdzi. A ja tak siedziałam i przytulałam się do niego! Możesz w to uwierzyć? Kleiłam się jak jakaś idiotka. A najgorsze jest to, że go prawie pocałowałam! Brakowało tylko kilku sekund nie myślenia i by był. W końcu zdenerwowałam się na siebie i tak delikatnie ale jednak. Wyrzuciłam go za drzwi. Teraz jest mi strasznie głupio.
-Myślę, że powinnaś iść do niego i pogadać.
-Nie wiem. Boje się ze nie będzie chciał ze mną gadać.
-A ja wiem, że będzie chciał, bo jesteście przyjaciółmi. Musisz spróbować.
-Zastanowię się. I tak musze go zapytać czy zechce grać na koncercie, bo mama kazała. A propos koncertu, musze rozwiesić dziś ogłoszenia. Może chcesz mi pomóc?
-Dziś? Nie bardzo mogę. Rodzice wymyślili żeby spędzać więcej czasu razem i mamy jechać nad jezioro. Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. Poradzę sobie.- zadzwonił dzwonek.
-Albo poproś Eryka! Na pewno się zgodzi. Pogadacie sobie – Uśmiechnęła się. – Chodźmy na lekcje.
Nie odpowiedziałam nic. Zresztą co mogłam powiedzieć? Przecież wiedziała, że i tak pójdę. Poszłyśmy na lekcje i już do końca zajęć, nie wracałyśmy do tego tematu.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Część 1

-Kasandro! – rozległo się wołanie
Tak, tak. Dobrze myślicie. Kasandra to ja. Zwykła nastolatka z problemami. Nawet z rodzicami.
-Kas, przyjdź do mnie! – wołała dalej moja mama, Oliwia.
Miałam piętnaście lat, oboje rodziców i starszego brata Michała. Ale nie byłam do końca szczęśliwa, nawet pomimo tego, że miałam wspaniałego chłopaka. Ale o tym później, teraz musze zmierzyć się z mamą.
-Już idę. – odkrzyknęłam i odeszłam od komputera, zostawiając na gadu-gadu znajomych.
Widzicie, miałam znajomych więc byłam normalna. Przynajmniej sprawiałam takie wrażenie. Wyszłam z pokoju i długim, ciemnym korytarzem przeszłam do salonu. Pokój był nie wielki, oświetlany jednym oknem. Ściany były w kolorze błękitnym, a dywan zielonym. Meble ustosunkowane do nich, stały pod jedną ścianą. Na środku pokoju stał stolik, a przy nim kanapa ze skóry. Nie było tu wiele rzeczy, ale świetnie to wyglądało.
-Kas, miałaś zrobić pranie. – wypomniała mi mama.
-Jak to ja? Teraz kolej Michała! – odpowiedziałam jej.
-W porządku, nie będę się kłócić, sama to zrobię a Ty pójdziesz do sklepu, potrzebuje kilku rzeczy.
-No dobra. – mruknęłam.
Mieliśmy z bratem oraz mamą podzielone obowiązki. Rzecz jasna, nikt tego nie przestrzegał. Taty to nie obowiązywało, bo całe dnie spędzał w pracy. Był biznesmenem, pracował w dużej firmie. Mama zajmowała się organizacją różnych imprez charytatywnych, zbiórką pieniędzy na chore dzieci, wolontariatem a także wieloma innymi sprawami.
Jako, że byłam jej córką musiałam często pomagać. Nie przeszkadzało mi to, i tak miałam mnóstwo wolnego czasu.
Mama przekazała mi co mam kupić i wyszłam z domu. Słońce grzało bardzo mocno- dobrze że wzięłam okulary przeciwsłoneczne. Nie dziwiłam się takiej pogodzie, w końcu był to początek czerwca. Wyszłam z podwórka i skręciłam w lewą stronę, szłam chodnikiem, na szczęście w cieniu, który padał z drzew.
Koło południa zadzwoniłam do Dawida. To mój chłopak. Zaproponowałam mu spotkanie, bo nie widzieliśmy się już jakiś czas. Było mi z tego powodu źle. Tęskniłam za nim. Ale gdy rozmawialiśmy, jak zwykle się wykręcił czymś rzekomo ważnym. Nie powiedział o co chodziło.
Nagle serce zaczęło mi walić coraz szybciej. To on! – krzyczało.
I to był on. Stał po drugiej stronie ulicy i rozmawiał z kolegami. Znowu. Odwrócił się akurat w tym momencie, kiedy ja przystałam. Pomachałam mu a on… odwrócił się do kolegów!
Znowu to samo. Kompletnie mnie zignorował. Zamiast przyjść się chociaż przywitać, to olał mnie. Od dłuższego czasu już tak robił. To strasznie bolało, ale co mogłam poradzić? Poszłam dalej, smutna i zrozpaczona. Jak on mógł? Przecież się kochaliśmy, to nie powinno tak być. Powinien chociaż się przywitać! Ale skoro on woli kolegów to co będzie sobie zawracał głowę jakąś głupią dziewczyną? Zresztą tyle ich za nim lata, że pewnie może mieć każdą. Powinnam się tym nie przejmować. Ale przejmowałam, to było nie do zniesienia.
Nim się obejrzałam byłam już przy sklepie. „ U Doti” jak głosiła nazwa, wszyscy tak mówili na panią Dorotę i tak nazwała sklep. Weszłam do środka. Była ona ładną kobietą, choć już nie tak młodą. Miała męża, oraz dwójkę dzieci, którzy byli już na studiach, ale często ją odwiedzali.
Poszłam wybrać potrzebne produkty; jajka, mleko, mąkę, cukier itd. Potem poszłam do kasy, aby zapłacić.
-Dzień dobry pani. – powiedziałam uprzejmie.
-Och witaj Kasandro. – uśmiechnęła się promiennie.
Zapakowała mi zakupy i wydała resztę.
-Co słychać u pani Oliwi? Dawno jej nie widziałam.
-Mama jest trochę zajęta, ma kilka spraw do załatwienia, dlatego ciągle przesyła mnie.
Nie żeby mi się to nie podobało, bo lubię spacerować.
-No tak, te sprawy charytatywne. Słyszałam, że działa jako wolontariuszka w domu dziecka.
-Tak to prawda. – potwierdziłam.
-Jest wspaniała! Nie każdy zrobił by takie coś. Och jakież ona ma dobre serce. Masz wspaniałą matkę.
Uśmiechała się szeroko i wpatrywała we mnie.
-Tak, chyba tak. Wie pani musze już iść.
-Ależ oczywiście dziecko. Do widzenia. Pozdrów mamę.
-Oczywiście, że pozdrowię. Do widzenia.
I wyszłam. Sklep znajdował się koło szkoły, więc teraz widziałam jak chłopcy grali na boisku w piłkę nożną.
Słońce grzało nie miłosiernie, było mi strasznie gorąco. Ruszyłam do domu. Nie chciałam już rozmyślać o Dawidzie. Miałam go naprawdę dość. To dlaczego z nim nie zerwałam? Czy dlatego, że go kocham? Ale czy ja go kocham skoro mam wątpliwości? Może jestem z nim z przyzwyczajenia?
To by się zgadzało. Nie chce z nim zerwać, bo boje się być sama. Wole mieć kogoś i być źle traktowana, niż być sama. Nie radzę sobie z tym.
Dobra, koniec rozmyślania o nim. Jest weekend i powinnam go miło spędzić, chociaż to już była niedziela i właściwie to koniec weekendu.
Szłam, szłam patrząc w ziemię i nagle znalazłam się w czyichś ramionach. O boże!
-Przepraszam – powiedziałam za nim podniosłam wzrok.
-Nie szkodzi mała. – odpowiedział mi znajomy głos. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się.
-Eryk! – wykrzyknęłam.
-Tak to ja. – uśmiechał się słodko.
Eryk to był mój przyjaciel. Był wyższy o de mnie także sięgałam mu tylko do ramienia, brunet o wspaniałych zielonych oczach. Wspaniała budowa ciała, była spowodowana tym, że Eryk ćwiczył. Biegał, ale i korzystał z siłowni.
-Co słychać? – zagadnęłam go.
-A właśnie byłem u Ciebie, ale Twoja mama powiedziała, że poszłaś do sklepu to poszedłem też, bo nie chciało mi się czekać. Chciałem pożyczyć książkę.
Dwa lata starszy, uczył się we Wrocławiu, w szkole do której chciałam iść po gimnazjum. Był w technikum informatycznym.
-Jasne, nie ma sprawy.
Poszliśmy do domu, on mnie obejmował. Chciałam się odsunąć, ale trzymał mnie za mocno. Wziął o de mnie torbę z zakupami.
-To jak, powiesz mi teraz co się stało czy później?
-Co? Nic się nie stało.
-Kas, znam Cię lepiej niż Ty siebie samą i widzę, że coś jest nie tak. Mów mi tu i to zaraz.
-Dawid. – powiedziałam.
-Wiedziałem. Zawsze on. Przysięgam zrobię mu krzywdę jeżeli będzie Cię dalej ranił!
Był zdenerwowany, a mi zaczęły płynąć łzy.
-O boże. Mała, przepraszam.
Zatrzymał się i przytulił mnie do siebie. Nawet nie zauważył, że po drugiej stronie ulicy był Dawid, ale ja zauważyłam. Stał tam nadal i patrzył się na nas. Nie przejęłam się tym, to przez niego płakałam.
-Kiedy szłam do sklepu, nawet do mnie nie podszedł. Zobaczył mnie i odwrócił się do kolegów. Widać kto jest ważniejszy, ma mnie gdzieś. Nawet teraz na nas patrzy i nic. Nie obchodzi go co robie.
-On tam jest?! Idę do niego!
-Nie, Eryk proszę. To nic nie da, proszę.
Naprawdę chciał iść. Ale nie poszedł. Poprowadził mnie dalej, do domu.
-Dziękuje – szepnęłam.
Resztę drogi do domu przeszliśmy w milczeniu. W domu Eryk zaniósł zakupy do kuchni, a ja miałam iść do siebie i poczekać na niego.
-Lepiej żeby nikt Cie nie widział w takim stanie.
Mówił i miał rację. Poszłam do pokoju i usiadłam na podłodze. Tylko tam było miejsce, bo na łóżku i biurku leżały porozrzucane ubrania, a krzesło miał zająć Eryk.
Uspokoiłam się już trochę, ale mimo to nie przestałam płakać. Przyszedł Eryk i tak jak przewidziałam usiadł na krześle. Ja siedziałam kawałek od niego, pod ścianą.
-Jak się czujesz? – zapytał.
Spojrzałam na niego. To wystarczyło.
-Och, tak głupie pytanie.
Wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął do góry. Spojrzałam na niego pytająco, a on poprowadził mnie za sobą i zmusił do tego, abym usiadła mu na kolanach. Przytulił mnie i pozwolił mi płakać.
-Słuchaj mała – odezwał się cicho. Mówił mi prosto do ucho, bo głowę miałam opartą o jego ramię. – Wiem, że jest Ci ciężko. On Cię źle traktuje, chociaż nie powinien. Najlepszym wyjściem będzie jeśli się rozstaniecie.
Spróbowałam się od niego odsunąć, ale przetrzymał mnie mocniej.
-Tak wiem, że nie chcesz tego ale tylko popatrz co on Ci robi! Bez niego byłoby lepiej. Sama mi mówiłaś, że Twoje przyjaciółki radzą Ci to samo. Powinnaś ich posłuchać, przecież one chcą dla ciebie dobrze. No i ja też.
Uspokoiłam się już na tyle, że nie płakałam. Mimo to nie odeszłam od Eryka. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Nie zobaczyłam w nich nic oprócz troski. On naprawdę się o mnie martwił. W końcu byliśmy przyjaciółmi, co nie?
-Będzie dobrze skarbie. – powiedział do mnie.
Przysunęłam się do niego, tak że nasze usta znajdowały się o kilka milimetrów.
Co ja wyprawiam? Właśnie mam zamiar pocałować najlepszego przyjaciela. Przecież to może wszystko zniszczyć.
Przesunęłam się tak, że dotykałam ustami jego warg, ale nie pocałowałam go. Jednak wiedziałam, że zaraz to zrobię.
Dawid. Ta jedna myśl mnie powstrzymała.
Odskoczyłam od niego jak poparzona. Już nie siedziałam na jego kolanach, ale zaczęłam krążyć po pokoju. Muszę się uspokoić. Mało brakowała, a zdradziłabym mojego chłopaka. Jasne, on mnie rani, ale to nie jest powód dla którego miałabym i ja to robić. Chociaż może gdybym to zrobiła to zaczął by mnie lepiej traktować.
Nie. Nie zrobiłabym tego. Nie mogę.
Eryk siedział w milczeniu. Ja też nic nie mówiłam. Nagle poczułam, że musze to zrobić.
-A zapomniałabym, że przyszedłeś po książkę. No już gdzie ona jest. – szukałam czegoś, nawet nie wiedziałam czego. Chciałam tylko czymś zająć ręce. Spanikowałam. – No naprawdę nie wiem. Zaraz ci ją dam i będziesz mógł iść. Pewnie ci się śpieszy albo coś. No nie mam pojęcia gdzie ona jest…
-Daj spokój – przerwał mi – jak tak bardzo chcesz, abym poszedł to już mnie nie ma.
Był urażony. Podszedł do mnie, pocałował w policzek po czym już go nie było.
Odetchnęłam z ulgą, jednocześnie zastanawiając się co ja zrobiłam. Przecież go wyrzuciłam! Nie dość, że sama pchałam mu się w ramiona to jeszcze zrobiłam takie coś.


Hej ! Dodawałam już to opowiadanie w necie, więc jeśli gdzieś je znajdziecie to nie osądzajcię, że ukradłam, po prostu dodaje na kolejnej stronie.
Mam nadzieje, że się spodoba, liczę na szczerą opinie ;))