-Kasandro! – rozległo się wołanie
Tak, tak. Dobrze myślicie. Kasandra to ja. Zwykła nastolatka z problemami. Nawet z rodzicami.
-Kas, przyjdź do mnie! – wołała dalej moja mama, Oliwia.
Miałam piętnaście lat, oboje rodziców i starszego brata Michała. Ale nie
 byłam do końca szczęśliwa, nawet pomimo tego, że miałam wspaniałego 
chłopaka. Ale o tym później, teraz musze zmierzyć się z mamą. 
-Już idę. – odkrzyknęłam i odeszłam od komputera, zostawiając na gadu-gadu znajomych. 
Widzicie, miałam znajomych więc byłam normalna. Przynajmniej sprawiałam 
takie wrażenie. Wyszłam z pokoju i długim, ciemnym korytarzem przeszłam 
do salonu. Pokój był nie wielki, oświetlany jednym oknem. Ściany były w 
kolorze błękitnym, a dywan zielonym. Meble ustosunkowane do nich, stały 
pod jedną ścianą. Na środku pokoju stał stolik, a przy nim kanapa ze 
skóry. Nie było tu wiele rzeczy, ale świetnie to wyglądało. 
-Kas, miałaś zrobić pranie. – wypomniała mi mama.
-Jak to ja? Teraz kolej Michała! – odpowiedziałam jej.
-W porządku, nie będę się kłócić, sama to zrobię a Ty pójdziesz do sklepu, potrzebuje kilku rzeczy.
-No dobra. – mruknęłam.
Mieliśmy z bratem oraz mamą podzielone obowiązki. Rzecz jasna, nikt tego
 nie przestrzegał. Taty to nie obowiązywało, bo całe dnie spędzał w 
pracy. Był biznesmenem, pracował w dużej firmie. Mama zajmowała się 
organizacją różnych imprez charytatywnych, zbiórką pieniędzy na chore 
dzieci, wolontariatem a także wieloma innymi sprawami.
Jako, że byłam jej córką musiałam często pomagać. Nie przeszkadzało mi to, i tak miałam mnóstwo wolnego czasu. 
Mama przekazała mi co mam kupić i wyszłam z domu. Słońce grzało bardzo 
mocno- dobrze że wzięłam okulary przeciwsłoneczne. Nie dziwiłam się 
takiej pogodzie, w końcu był to początek czerwca. Wyszłam z podwórka i 
skręciłam w lewą stronę, szłam chodnikiem, na szczęście w cieniu, który 
padał z drzew. 
Koło południa zadzwoniłam do Dawida. To mój chłopak. Zaproponowałam mu 
spotkanie, bo nie widzieliśmy się już jakiś czas. Było mi z tego powodu 
źle. Tęskniłam za nim. Ale gdy rozmawialiśmy, jak zwykle się wykręcił 
czymś rzekomo ważnym. Nie powiedział o co chodziło. 
Nagle serce zaczęło mi walić coraz szybciej. To on! – krzyczało.
I to był on. Stał po drugiej stronie ulicy i rozmawiał z kolegami. 
Znowu. Odwrócił się akurat w tym momencie, kiedy ja przystałam. 
Pomachałam mu a on… odwrócił się do kolegów!
Znowu to samo. Kompletnie mnie zignorował. Zamiast przyjść się chociaż 
przywitać, to olał mnie. Od dłuższego czasu już tak robił. To strasznie 
bolało, ale co mogłam poradzić? Poszłam dalej, smutna i zrozpaczona. Jak
 on mógł? Przecież się kochaliśmy, to nie powinno tak być. Powinien 
chociaż się przywitać! Ale skoro on woli kolegów to co będzie sobie 
zawracał głowę jakąś głupią dziewczyną? Zresztą tyle ich za nim lata, że
 pewnie może mieć każdą. Powinnam się tym nie przejmować. Ale 
przejmowałam, to było nie do zniesienia.
Nim się obejrzałam byłam już przy sklepie. „ U Doti” jak głosiła nazwa, 
wszyscy tak mówili na panią Dorotę i tak nazwała sklep. Weszłam do 
środka. Była ona ładną kobietą, choć już nie tak młodą. Miała męża, oraz
 dwójkę dzieci, którzy byli już na studiach, ale często ją odwiedzali.
Poszłam wybrać potrzebne produkty; jajka, mleko, mąkę, cukier itd. Potem poszłam do kasy, aby zapłacić.
-Dzień dobry pani. – powiedziałam uprzejmie.
-Och witaj Kasandro. – uśmiechnęła się promiennie.
Zapakowała mi zakupy i wydała resztę.
-Co słychać u pani Oliwi? Dawno jej nie widziałam.
-Mama jest trochę zajęta, ma kilka spraw do załatwienia, dlatego ciągle przesyła mnie.
Nie żeby mi się to nie podobało, bo lubię spacerować. 
-No tak, te sprawy charytatywne. Słyszałam, że działa jako wolontariuszka w domu dziecka.
-Tak to prawda. – potwierdziłam.
-Jest wspaniała! Nie każdy zrobił by takie coś. Och jakież ona ma dobre serce. Masz wspaniałą matkę.
Uśmiechała się szeroko i wpatrywała we mnie.
-Tak, chyba tak. Wie pani musze już iść.
-Ależ oczywiście dziecko. Do widzenia. Pozdrów mamę.
-Oczywiście, że pozdrowię. Do widzenia. 
I wyszłam. Sklep znajdował się koło szkoły, więc teraz widziałam jak chłopcy grali na boisku w piłkę nożną. 
Słońce grzało nie miłosiernie, było mi strasznie gorąco. Ruszyłam do 
domu. Nie chciałam już rozmyślać o Dawidzie. Miałam go naprawdę dość. To
 dlaczego z nim nie zerwałam? Czy dlatego, że go kocham? Ale czy ja go 
kocham skoro mam wątpliwości? Może jestem z nim z przyzwyczajenia? 
To by się zgadzało. Nie chce z nim zerwać, bo boje się być sama. Wole 
mieć kogoś i być źle traktowana, niż być sama. Nie radzę sobie z tym.
Dobra, koniec rozmyślania o nim. Jest weekend i powinnam go miło 
spędzić, chociaż to już była niedziela i właściwie to koniec weekendu. 
Szłam, szłam patrząc w ziemię i nagle znalazłam się w czyichś ramionach. O boże! 
-Przepraszam – powiedziałam za nim podniosłam wzrok.
-Nie szkodzi mała. – odpowiedział mi znajomy głos. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się.
-Eryk! – wykrzyknęłam.
-Tak to ja. – uśmiechał się słodko.
Eryk to był mój przyjaciel. Był wyższy o de mnie także sięgałam mu tylko
 do ramienia, brunet o wspaniałych zielonych oczach. Wspaniała budowa 
ciała, była spowodowana tym, że Eryk ćwiczył. Biegał, ale i korzystał z 
siłowni.
-Co słychać? – zagadnęłam go.
-A właśnie byłem u Ciebie, ale Twoja mama powiedziała, że poszłaś do 
sklepu to poszedłem też, bo nie chciało mi się czekać. Chciałem pożyczyć
 książkę. 
Dwa lata starszy, uczył się we Wrocławiu, w szkole do której chciałam iść po gimnazjum. Był w technikum informatycznym. 
-Jasne, nie ma sprawy.
Poszliśmy do domu, on mnie obejmował. Chciałam się odsunąć, ale trzymał mnie za mocno. Wziął o de mnie torbę z zakupami.
-To jak, powiesz mi teraz co się stało czy później?
-Co? Nic się nie stało.
-Kas, znam Cię lepiej niż Ty siebie samą i widzę, że coś jest nie tak. Mów mi tu i to zaraz.
-Dawid. – powiedziałam.
-Wiedziałem. Zawsze on. Przysięgam zrobię mu krzywdę jeżeli będzie Cię dalej ranił! 
Był zdenerwowany, a mi zaczęły płynąć łzy. 
-O boże. Mała, przepraszam. 
Zatrzymał się i przytulił mnie do siebie. Nawet nie zauważył, że po 
drugiej stronie ulicy był Dawid, ale ja zauważyłam. Stał tam nadal i 
patrzył się na nas. Nie przejęłam się tym, to przez niego płakałam.
-Kiedy szłam do sklepu, nawet do mnie nie podszedł. Zobaczył mnie i 
odwrócił się do kolegów. Widać kto jest ważniejszy, ma mnie gdzieś. 
Nawet teraz na nas patrzy i nic. Nie obchodzi go co robie.
-On tam jest?! Idę do niego!
-Nie, Eryk proszę. To nic nie da, proszę.
Naprawdę chciał iść. Ale nie poszedł. Poprowadził mnie dalej, do domu. 
-Dziękuje – szepnęłam. 
Resztę drogi do domu przeszliśmy w milczeniu. W domu Eryk zaniósł zakupy
 do kuchni, a ja miałam iść do siebie i poczekać na niego. 
-Lepiej żeby nikt Cie nie widział w takim stanie. 
Mówił i miał rację. Poszłam do pokoju i usiadłam na podłodze. Tylko tam 
było miejsce, bo na łóżku i biurku leżały porozrzucane ubrania, a 
krzesło miał zająć Eryk.
Uspokoiłam się już trochę, ale mimo to nie przestałam płakać. Przyszedł 
Eryk i tak jak przewidziałam usiadł na krześle. Ja siedziałam kawałek od
 niego, pod ścianą. 
-Jak się czujesz? – zapytał.
Spojrzałam na niego. To wystarczyło.
-Och, tak głupie pytanie.
Wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął do góry. 
Spojrzałam na niego pytająco, a on poprowadził mnie za sobą i zmusił do 
tego, abym usiadła mu na kolanach. Przytulił mnie i pozwolił mi płakać.
-Słuchaj mała – odezwał się cicho. Mówił mi prosto do ucho, bo głowę 
miałam opartą o jego ramię. – Wiem, że jest Ci ciężko. On Cię źle 
traktuje, chociaż nie powinien. Najlepszym wyjściem będzie jeśli się 
rozstaniecie.
Spróbowałam się od niego odsunąć, ale przetrzymał mnie mocniej.
-Tak wiem, że nie chcesz tego ale tylko popatrz co on Ci robi! Bez niego
 byłoby lepiej. Sama mi mówiłaś, że Twoje przyjaciółki radzą Ci to samo.
 Powinnaś ich posłuchać, przecież one chcą dla ciebie dobrze. No i ja 
też. 
Uspokoiłam się już na tyle, że nie płakałam. Mimo to nie odeszłam od 
Eryka. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Nie zobaczyłam w nich 
nic oprócz troski. On naprawdę się o mnie martwił. W końcu byliśmy 
przyjaciółmi, co nie?
-Będzie dobrze skarbie. – powiedział do mnie.
Przysunęłam się do niego, tak że nasze usta znajdowały się o kilka milimetrów. 
Co ja wyprawiam? Właśnie mam zamiar pocałować najlepszego przyjaciela. Przecież to może wszystko zniszczyć.
Przesunęłam się tak, że dotykałam ustami jego warg, ale nie pocałowałam go. Jednak wiedziałam, że zaraz to zrobię.
Dawid. Ta jedna myśl mnie powstrzymała.
Odskoczyłam od niego jak poparzona. Już nie siedziałam na jego kolanach,
 ale zaczęłam krążyć po pokoju. Muszę się uspokoić.  Mało brakowała, a 
zdradziłabym mojego chłopaka. Jasne, on mnie rani, ale to nie jest powód
 dla którego miałabym i ja to robić. Chociaż może gdybym to zrobiła to 
zaczął by mnie lepiej traktować. 
Nie. Nie zrobiłabym tego. Nie mogę. 
Eryk siedział w milczeniu. Ja też nic nie mówiłam. Nagle poczułam, że musze to zrobić. 
-A zapomniałabym, że przyszedłeś po książkę. No już gdzie ona jest. – 
szukałam czegoś, nawet nie wiedziałam czego. Chciałam tylko czymś zająć 
ręce. Spanikowałam. – No naprawdę nie wiem. Zaraz ci ją dam i będziesz 
mógł iść. Pewnie ci się śpieszy albo coś. No nie mam pojęcia gdzie ona 
jest…
-Daj spokój – przerwał mi – jak tak bardzo chcesz, abym poszedł to już mnie nie ma.
Był urażony. Podszedł do mnie, pocałował w policzek po czym już go nie było.
Odetchnęłam z ulgą, jednocześnie zastanawiając się co ja zrobiłam. 
Przecież go wyrzuciłam! Nie dość, że sama pchałam mu się w ramiona to 
jeszcze zrobiłam takie coś.
Hej ! Dodawałam już to opowiadanie w necie, więc jeśli gdzieś je znajdziecie to nie osądzajcię, że ukradłam, po prostu dodaje na kolejnej stronie.
Mam nadzieje, że się spodoba, liczę na szczerą opinie ;)) 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz